Historia pewnej miłości..
Wiele się mówi o związkach mieszanych. Stereotypy ciągle krążą po internecie. Tym bardziej jest to nasilone przez pojawiający się ciągle w mediach problem uchodźców. Sama spotykałam się z Turkiem przez 3 lata i zawsze słyszałam teksty: Zdradziłaś swój naród! Z kebabem się zadajesz!
No niestety, w takim właśnie społeczeństwie musimy żyć. Z drugiej strony burzymy się, gdy w innych krajach nazywają nas ku***mi i złodziejami. Skoro taki stereotyp nam przeszkadza, dlaczego sami się kierujemy innymi "przydomkami"?
Od każdej reguły istnieje wyjątek. Nie wrzucajmy wszystkich do jednego wora. Istnieje wiele związków mieszanych, które przezwyciężyły różnice kulturowe, językowe, religijne. Jeśli uczucia są prawdziwe, nic nie jest w stanie ich przezwyciężyć.
Poznajcie ludzi, których miłość i determinacja przyczyniły się do zbudowania związku pełnego miłości, zrozumienia i szczęścia.
Powitajcie Ilonę i Vasıfa :)
"Nasza historia zaczęła się 3,5 roku temu w styczniu 2014 na Erasmusie w Pradze. Ucieszona zakończeniem sesji na czeskiej uczelni wybrałam się z kilkoma koleżankami z akademika na imprezę do jednego ze znanych praskich klubów. Już na początku podszedł do nas Vasıf - Turek, który chodził ze wspomnianymi koleżankami na zajęcia
Vasıf nie bawił się w podchody - już tamtego wieczoru otwarcie okazywał mi zainteresowanie. Torował mi drogę w zatłoczonym klubie, odciągał mnie od innych, dość namolnych Turków (których wtedy było na imprezie od groma), praktycznie nie odstępował mnie na krok. A kiedy chciałam o czwartej pojechać do akademika (koleżanki postanowiły pojechać do innego klubu), Vasıf mnie odprowadził. W nocnym tramwaju dowiedziałam się, że mieszkamy w tym samym domu studenckim, tylko w innym bloku. I okazało się, że mamy dość sporo wspólnych znajomych - zdziwiłam się, że wcześniej się nie spotkaliśmy
Następnego dnia złapało mnie przeziębienie. Ledwo otworzyłam laptopa do wyjściu z łóżka, a tu widzę Vasıfa zaproszenie do znajomych na FB i wiadomość od niego. Na wieść o moim samopoczuciu, turecki student postanowił odwiedzić mnie z przygotowaną zupą Dwa dni później jechałam do Krakowa, by zdać zaległe egzaminy, których przedmiotów nie udało mi się znaleźć na czeskim uniwerku.
Vasıf mi się bardzo spodobał - lubiłam jego poczucie humoru, był błyskotliwy, przystojny, wysportowany, uprzejmy, opiekuńczy... Przyłapałam się na tym, że często o nim myślałam w drodze do domu i podczas pobytu w Polsce. Jednak, przyznam szczerze, byłam dość ostrożna i starałam się nie angażować emocjonalnie, ponieważ nasłuchałam się historii o Turkach na Erasmusie Byłam przekonana, że przez te dwa tygodnie może spotkać jeszcze kilka innych dziewczyn i zapomnieć. Ale Vasıf pisał codziennie i cierpliwie czekał, a z dnia na dzień mój dystans się skracał. Kiedy wróciłam do Pragi, odebrał mnie z dworca Chciał mnie zabrać na kolację, ale było już po 22:00, więc tylko KFC było otwarte, co i tak było miłym gestem. Choć nie znaliśmy się długo, mieliśmy mnóstwo wspólnych tematów. Spotkaliśmy się jeszcze kilka razy, a w tym samym tygodniu, w dzień po Walentynkach, zostaliśmy parą. Przez semestr letni coraz lepiej się poznawaliśmy. Sporo rzeczy robiliśmy razem. Razem gotowaliśmy, podróżowaliśmy, imprezowaliśmy, kłóciliśmy się, robiliśmy zakupy, jeździliśmy na rolkach, spotykaliśmy się ze znajomymi, uczestniczyliśmy w różnych eventach erasmusowych... Oczywiście, były chwile, podczas których czytałam sama w spokoju książkę albo spotykałam się z koleżankami na pogaduchy Na początku czerwca pojechaliśmy razem do Krakowa, by Vasıf poznał kawałek "mojego" kraju."
Kiedy mój Wybranek wrócił do Turcji po skończonym Erasmusie, Praga stała się dla mnie pusta i cieszyłam się, że za kilka dni wracam do domu. Nie pobyłam tam jednak długo, bo w dzień moich urodzin poleciałam do Vasıfa na wakacje do Stambułu. Moi rodzice, babcia, rodzeństwo i większość rodziny zaakceptowali mój związek z Turkiem bez żadnych problemów. Czasem jednak przed wyjazdem byłam zaczepiana przez wścibskie sąsiadki lub ostrzegana przez bardziej religijne ciotki, że Turcy to "muzułmanie (co z tego, że mój to ateista), terroryści, że w swoim kraju się zmieniają i porywają do haremów" i żeby się zastanowić i absolutnie nie wyjeżdżać Wyjazd do chłopaka, którego rodziny się nie zna (niezależnie od kraju) zawsze jest ryzykowny. Uważam jednak, że jeśli traktuje się związek poważnie, powinno się zaryzykować i tę rodzinę poznać na ich własnym terytorium. Poleciałam, do Polski wróciłam w jednym kawałku i za wielbłądy mnie nie sprzedano A z teściową bardzo się polubiłyśmy i do tej pory chodzimy razem na zakupy.
Zarówno podczas pobytu w Pradze, w Turcji jak i potem przez rok na odległość (ostatni rok studiów) oczywiście dały się we znaki pewne różnice mentalnościowe, co bywało powodem nieporozumień. Np słynna turecka zazdrość i nadopiekuńczość. Było to przyczyną naszych co dwutygodniowych kłótni. Często wracałam z zajęć późno, co skutkowało telefonami pełnymi zdenerwowania. W Turcji początkowo był problem, żebym wyszła do miasta w szortach Miałam też kolegów płci męskiej, których znałam od dawna, ale Vasıf za znaczną większością z nich nie przepadał. Dzisiaj się z tego śmieję, bo od ślubu i narodzin córki mój mąż się trochę uspokoił
Chcesz opowiedzieć swoją historię? Napisz do mnie na Facebooku <klik> lub skontaktuj się przez maila: amelia.platek@gmail.com
Na koniec chciałabym życzyć tej parze jeszcze więcej szczęścia, miłości i wytrwałości. Niech Wasze szczęście udziela się także innym. <3
Tą historią chciałabym Wam powiedzieć, że nie warto oceniać poprzez narodowość i czasem warto dać sobie szansę. :)
Görüşürüz!
Amelia